Rozdział 15
Pełnia życia
15.1
Współpraca z Columbia University (X 1972)
Praca w Montclair wypełnia mi czas od prawie trzech lat. Ale ten college nie jest placówką badawczą. Na szczęście nadal będę utrzymywał nieoficjalne stosunki z prof. Millerem. W ostatnim liście do mnie napisał tak: „Uznanie, jakie dla pana żywimy z racji przyczynienia się do naszych badań nad reakcjami z zastosowaniem ciężkich jonów, jest trudne do przecenienia. [...] Mam najszczerszą nadzieję, że w przyszłości znów będzie pan mógł z nami od czasu do czasu współpracować”. O, tak, będę; do Nowego Jorku jest bardzo blisko. [...]
Współpraca z zespołem Uniwersytetu Columbia zakończyła się wraz ze śmiercią profesora Millera, który zmarł nagle podczas badań naukowych prowadzonych w Berkeley, w wieku zaledwie 54 lat. Większość naszych rozpoczętych prac prowadzona była dalej na Uniwersytecie Stanu Nowy Jork w Long Island, pod kierunkiem innego znanego chemika jądrowego, Johna Alexandra. Zostałem nieoficjalnym członkiem jego zespołu na prawie 30 lat. Ta współpraca, odbywająca się głównie w miesiącach wakacyjnych, okazała się nawet bardziej owocna niż wcześniejsza z Millerem.
15.2
Modlitwa za rodziców (IX 1975)
Myślę, że trzeba tu zapisać jedno ważne wydarzenie. Właśnie przyłączyliśmy się do grona wiernych synagogi Beth Shalom. Czy tylko dlatego, że Linda wyraziła pragnienie „przynależenia” i że „nieprzynależność” dręczyła ją przez parę lat? Myślę, że to coś więcej. Chcę rozpatrzyć możliwość kierowania się w swoich decyzjach względami religijnymi. Wiele razy w przeszłości pytałem sam siebie, dlaczego mam zrobić to czy tamto. Czasami gryzie mnie, że ważne postanowienia czy działania (albo zajęte w jakichś sprawach stanowiska) nie mają głębszego uzasadnienia.
Nie znaczy to, że jestem bezradny lub zagubiony, albo że chcę całkowicie zarzucić zasady racjonalnego zachowania, oparte o realia, naukę i znajomość ludzkich potrzeb. Ale jestem gotów odrzucić moje antyreligijne nastawienie. Religia nie musi być „opium dla mas”. Przez kilka tysięcy lat odgrywała ona twórczą rolę; doprowadziła nas do epoki Odrodzenia i rozumu. I chyba wciąż jeszcze ma dość mocy, by spajać więzi między ludźmi. Kuzyn Murry przypomniał mi jednak, że i krzyżowcy, zabijając tak wielu ludzi, kierowali się religią.
Czuję potrzebę, by się czegoś więcej dowiedzieć o wierze moich przodków, choć oboje moi rodzice ją odrzucili. Nawiasem mówiąc, modliłem się za nich na wczorajszym Yizkor [nabożeństwo za zmarłych]. Równocześnie myślałem o milionach ich towarzyszy, którzy też wierzyli, że komunizm jest najlepszym lekiem na wszystkie bolączki społeczne. [...]
Byliśmy na paru nabożeństwach. [...] Czasem myślę, że za dużo w tym wszystkim obrzędowości. Chciałbym się przyłączyć do grupy studiującej Torę. Niestety zbiera się ona w poniedziałki, w które ja muszę być na Columbia University. Może dałoby się ich namówić na zmianę dnia. W innym wypadku zabiorę się za studiowanie sam. [...]
15.3
Rok błogosławieństw
Rok 1978 to dla mnie rok błogosławieństw. Najpierw obywatelstwo USA, potem tytuł profesora zwyczajnego, a wreszcie wydanie podręcznika fizyki. I jakże mógłbym tu nie wspomnieć o spodziewanym czwartym błogosławieństwie – zostaniu rodzicami. Zaakceptowano naszą kandydaturę na rodziców adopcyjnych i już nawet za dwa tygodnie może do nas przybyć maleństwo. Opierałem się pomysłowi adopcji przez wiele lat, licząc na sukces medycyny. Ale teraz się cieszę, że się na to zdecydowaliśmy; w październiku kończę 47 lat, a Linda wkrótce będzie miała 38.
15.4
Jesteś nasza, choć nie nam się urodziłaś
Oczekując na przybycie naszej adoptowanej córeczki, zacząłem pisać w kolejnym zeszycie. Ten szczególny dziennik wręczyłem Ellie 21 lat później, na kilka miesięcy przed jej ślubem.
(31 marca 1978)
Czy wiesz, że twoje pojawienie się wyzwoli nas od frustracji, przepełniającej nasze życie przez ostatnich sześć lat? Oboje straszliwie pragnęliśmy mieć dzieci, ale nie udało się to nam w zwykły sposób. A więc będzie niezwykle: przyjedziesz do nas z Teksasu, a my nigdy się nie dowiemy, kim są ludzie, którzy dali ci życie. [...]
Szczególnie myślałem o tobie podczas ostatniego wieczornego nabożeństwa w synagodze. Czytaliśmy o Dziesięciu Przykazaniach i o nałożonym na wszystkich Żydów zobowiązaniu, by „nauczyli ich wiernie własne dzieci”, by wypisywali je na drzwiach, itp. itd. Te słowa widziane i powtarzane tyle razy nagle zyskały konkretne znaczenie; stały się wezwaniem do interpretacji, wyzwoliły mnóstwo pytań. Czy odnoszą się też do ciebie, naszego przyszłego dziecka? Jak cię wychowamy? [...]
Nie chcę teraz pisać o Bogu i religii. Będziemy mieli dość czasu, by prowadzić te rozważania w przyszłości. Ale jedna rzecz jest oczywista, nasze drogi ku Niemu będą bardzo różne. I tu się spodziewam, że mi pomożesz. Jako dziecko nie zostałem poddany oficjalnej czy nawet nieoficjalnej edukacji religijnej. Przeciwnie, zostałem wychowany w przekonaniu, że Boga nie ma. I jak to widzę teraz, straciłem sposobność poznania jednego ważnego wymiaru ludzkiej egzystencji. Gdy dorastając będziesz poznawała tajemnice tego świata, będę to robił razem z tobą. To właśnie z tobą i przez ciebie mam nadzieję doświadczyć naturalnych i tradycyjnych dróg, jakimi dowiadujemy się o tych sprawach. [...]
(11 sierpnia 1978)
Witaj na świecie! Urodziłaś się dwa tygodnie temu, ale dla nas zaistniałaś dopiero wczoraj wieczorem. Nie było mnie w domu, gdy Linda odebrała telefon. „Czeka na was mała dziewczynka” – powiedziano jej. Przepuściłem tę chwilę, pracując na Long Island nad projektem badawczym. Linda zadzwoniła do mnie i powiedziała: „teraz jesteś ojcem, musimy lecieć rano do San Antonio i zabrać ją do domu”. [...]
A potem były same niespodzianki. Spodziewaliśmy się małej Meksykanki, a ty masz jedwabiste blond włoski. [...] Twoi prawdziwi rodzice kochali się, mieli zamiar się pobrać. Ale przyszłaś za wcześnie i nie mogli jeszcze podjąć się odpowiedzialności za ciebie. Twoja matka miała 21 lat, a ojciec 22, oboje zdrowi i poczytalni. [...] Oczywiście nigdy się nie dowiesz, kim byli. Tak działa agencja adopcyjna; wszystkie papiery są gdzieś schowane i zapieczętowane.
15.5
Wszystkiemu winni Żydzi? (X 85)
Kac, obecnie Izraelczyk, przyjechał do USA. Spotkaliśmy się dziś i opowiedział mi, że w roku 1968 większość polskich Żydów, przynajmniej na uczelni, miała do wyboru: albo publicznie potępić agresję Izraela, albo wyemigrować. Dwóch asystentów marksizmu & leninizmu na Politechnice stało się jawnymi ideologami antysemityzmu. Pamiętam ich bardzo dobrze. Czy aż tak dramatycznie się zmienili, czy zawsze byli antysemitami? Czy nienawidzili Berlera [kierownika katedry], gdy byli jego asystentami?
Nie sądzę, by na Wydziale Łączności czy też na innych wydziałach Politechniki byli jacyś profesorowie- Żydzi (katedra Berlera nie była powiązana z żadnym konkretnym wydziałem). A o ile wiem, wśród ok. 400 studentów naszego wydziału Żydów było nie więcej niż pięcioro. Ja byłem jedynym Żydem w komitecie egzekutywy, ale w całej naszej uczelnianej komórce partyjnej na ok. 70 członków było 5 osób pochodzenia żydowskiego, z różnych sekcji. Z elektromedycyny byłem tylko ja.
Jak powiada Kac, C. był szczególnie aktywny w przeprowadzaniu czystki. Krążył od placówki do placówki z listą nazwisk. Cała kampania była dobrze zorganizowana. [ A więc i on tak się zmienił? A może był od dawna antysemitą i nienawidził mnie, gdy pracowaliśmy razem w ZMP?] Większość profesorów zachowała postawę neutralną. Ale G. i kilku naszych wspólnych przyjaciół było bardzo zbulwersowanych tym, co się działo. Jeden z nich, R., nie bał się powiedzieć, że było to podobne do postępowania Niemców w latach 30.
Hm... niemieccy Żydzi byliby prześladowani nawet, gdyby publicznie przyklaskiwali nazistom. Postępowanie Niemców miało motywy rasistowskie, u podłoża polskich czystek tkwiła polityka. Choć niekoniecznie musiało to być prawdą na poziomie jednostkowym.
Dramatyczny przykład obwiniania Żydów za koszmar stalinizmu można było napotkać na blogu pewnego Rosjanina, który w roku 2009 napisał: „Sądzę też, że obywatele Rosji powinni być na tyle mądrzy, by pytać o prawdziwą narodowość przywódców rewolucji bolszewickiej. Wydaje mi się, że było między nimi tylko paru prawdziwych Rosjan. Stalin był gruzińskim Żydem. Kaganowicz, potwór, który wymyślił Gułagi i nimi zarządzał, nie był Rosjaninem – lecz Żydem”.
Owszem, wielu bolszewików było pochodzenia żydowskiego i wielu z nich okazało się potworami. Ale zgodnie z tym, co pamiętam, rodzice Stalina byli Gruzinami, a nad Gułagami panował Beria.
Autor innego blogu podkreśla, że żona Jeżowa była Żydówką. Zatem za zbrodnie popełniane przez tego zatwardziałego bolszewika (szefa tajnej policji Stalina) odpowiedzialni są Żydzi. Żona Mołotowa również była Żydówką; czy znaczy to, że Żydzi odpowiadają za podpisane przez niego wyroki śmierci?
Przypuszczam, że na każdego Żyda-bolszewika przypadało kilka tysięcy Żydów-„wrogów klasowych”, rekrutujących się zwłaszcza spomiędzy posiadaczy warsztatów, sklepów etc. i praktykujących wiernych.
Czy należy nienawidzić wszystkich Ukraińców i Polaków za to, że niektórzy z nich pomagali Niemcom zabijać Żydów, wszystkich Niemców za zbrodnie nazizmu, a wszystkich Żydów za to, że część z nich była bolszewikami? Takie uogólnienia są nonsensowne i krzywdzące. Niestety społeczeństwa nadal są przesiąknięte trucizną podobnych poglądów. Znam to z moich dziecięcych doświadczeń i z treści blogów, które czytam dziś. Jak się tej trucizny pozbyć? Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie...
15.6
Wolność słowa i myśli
W Związku Radzieckim słyszy się dziś slogan „socjalizm z ludzką twarzą”. Ta myśl przyświecała reformatorom z Pragi i Budapesztu. Czy Gorbaczowowi uda się przekształcić ZSRR w lepsze państwo? Mam nadzieję. Obywatele radzieccy z pewnością zasługują na wolność i dobrobyt po tak długim okresie dyktatury proletariatu. Ale nie jestem zbyt optymistyczny, jeśli chodzi o szybkość tych przemian. Ci, którzy wierzą w doktrynę dyktatury proletariatu, mogą znaleźć sposób wyeliminowania Gorbaczowa i jego współpracowników. To byłby koniec jeszcze jednego marzenia.
Gdy Gorbaczow anonsował swoje reformy, nie byłem już komunistą. Dlatego też jego koncepcje nie fascynowały mnie aż tak, jak wcześniej rewelacje Chruszczowa. Najważniejsze nurtujące mnie pytanie brzmiało: dlaczego musiało minąć kilkadziesiąt lat, nim w końcu w ZSRR nastała wolność słowa, myśli i działania. Rozpad Związku Radzieckiego trzy lata później był bezsporną oznaką, że Gorbaczow i Jelcyn osiągnęli coś nieodwracalnego. Cieszyłem się razem z Rosjanami i innymi mieszkańcami pierwszego kraju, w którym wypróbowano marksowską koncepcję dyktatury proletariatu. Tak wiele wycierpieli na próżno… Nie widziałem powodu, dla którego ich standard życia miałby być niższy, niż w USA. Niestety proces poprawy przebiega o wiele wolniej, niż się spodziewano.
15.7
Zasłużony naukowiec (XII 1992)
Mój wkład w naukę został uznany przez władze Montclair State Uniwersity: w roku 1992 otrzymałem tytuł zasłużonego naukowca. Do tego czasu opublikowałem ponad 60 prac i krótkich artykułów. W kilku przypadkach byłem jedynym autorem, częściej jednym z kilku. Pozwolę sobie tu wspomnieć jeden artykuł, napisany wspólnie z Johnem Korky, profesorem naszego wydziału biologii. Powiedział mi on kiedyś – kilka lat po katastrofie czarnobylskiej – że dostał od krewnych z Polski paczkę suszonych grzybów.
Wzięliśmy je do laboratorium i odkryliśmy, że zawierają radioaktywny cez. Nie było w tym nic niespodziewanego; zostały zebrane we wschodniej Polsce. Zdumiewające natomiast było – i warte opublikowania – że podobne grzyby, zebrane w naszych lasach, również okazały się radioaktywne. Radioaktywność cezu wynosiła w nich około jednej trzeciej poziomu wykrytego w grzybach z Polski. Cały świat jest już trochę skażony radioaktywnością; większa jej część pochodzi najpewniej z testowania w atmosferze bomb atomowych w latach 60.
Wśród francuskich kolegów z Orsay (ja w środku) podczas rocznego urlopu naukowego (1982).
15.8
Powrót do zimnej fuzji (IX 2002)
Jak większość naukowców z mojego pokolenia, byłem mocno podekscytowany twierdzeniem Fleischmanna i Ponsa z roku 1989, że proces chemiczny może wyzwolić silną reakcję nuklearną. Pozostawało to w sprzeczności z tym, czego większość z nas uczyła się z podręczników. Ale przez jakieś trzy lata podchodziłem poważnie do tej tezy. Potem przestałem się nią interesować. Bodźcem do powrotu zainteresowania były informacje podane na konferencji, w której uczestniczyłem w roku 2002. Zacząłem znów czytać nowe doniesienia, brać udział w sympozjach naukowych i przeprowadzać własne doświadczenia.
Poświęciłem temu specjalną stronę internetową:
http://csam.montclair.edu/~kowalski/cf/
Z Martinem Fleischmannem (z prawej) na X Międzynarodowej Konferencji nt. Zimnej Fuzji (Cambridge, Massachusets, USA, sierpień 2003)
Obszar badań, wcześniej nazywany zimną fuzją, obecnie określa się jako fizykę fazy skondensowanej materii (Condensed Matter Nuclear Science, CMNS). Podchodząc poważnie do doniesień renomowanych naukowców, nie mam innego wyboru, jak tylko zachować otwarty umysł. Doświadczenia, jakie przeprowadzałem w zakresie CMNS, nie potwierdziły ani jednego z wysuwanych przez moich poprzedników przypuszczeń. Osobiście myślę, że prędzej czy później coś nowego wyniknie z kontynuowania badań nad tą dziedziną. Ale będzie to przypuszczalnie coś całkiem innego, niż - jak początkowo oczekiwano- fuzja dwóch jąder atomowych.
15.9
Rozmyślania o zabójczych ideologiach
Pozwolę sobie zakończyć ten rozdział cytatem z rozdziału 6.6 mojej książki o stalinizmie, wydanej w roku 2008:
„Godne uwagi jest, że dwie najbardziej niszczycielskie doktryny XX wieku poczęły się w wysoko ucywilizowanym kraju – w Niemczech. Marksizm, który później stał się ideologią państwową Związku Radzieckiego, opierał się na koncepcji, że dyktatura proletariatu doprowadzi do ładu społecznego.
Hitleryzm, ideologia Trzeciej Rzeszy, bazował na idei wyższości rasy. Według Hitlera świat byłby lepszy bez Żydów, Słowian, czarnoskórych i innych „niższych” ras. Stalin i Hitler postrzegali sami siebie jako narzędzia w rękach historii. Ich zdaniem opory moralne przed dokonywaniem masowych mordów były zupełnie nie na miejscu. Moralność należało tak przekształcić, by pozwalała zabijać.
Obie doktryny „ostatecznego rozwiązania” wyrosły z koncepcji wyższości jednej grupy ludzi nad innymi. Dla Hitlera była to idea dominacji ludności „aryjskiej”, dla Marksa, Lenina i Stalina – idea dominacji proletariatu. Koncepcja wyższości nie jest spójna z koncepcją ładu społecznego. Czy nazistowskie państwo Hitlera i bolszewickie państwo Stalina były tylko pożałowania godnymi dewiacjami, czy też były prekursorami czegoś, co może znowu nadejść, ale pod inną postacią?”
Podkreślając podobieństwa między nazizmem a stalinizmem jestem w pełni świadom znaczących różnic między tymi dwoma tyrańskimi systemami. Myślę, że doktryny polityczne można podzielić na dwie grupy: popierające zabijanie dla samego zabijania albo dla osiągnięcia jakiegoś celu, np. uzyskania dodatkowych terytoriów czy zmiany systemu społecznego. Nazizm należał do pierwszej grupy; jednym z jego celów było pozbycie się „niższych” ras. Stalinizm należał do drugiej kategorii. Głoszoną przez Stalina pobudką działania było stworzenie „raju na ziemi”. Przypuszczam, że może wolałby to osiągnąć bez zabijania. Ale wiedział, że nie wszyscy pójdą za nim w ślad. Gwałt i przemoc miały służyć osiągnięciu celu, nie samemu zabijaniu.
Powinniśmy też zdawać sobie sprawę, iż wielu wyznawców stalinizmu było idealistami, nieświadomymi, że dla osiągnięcia skądinąd szlachetnych celów posługiwano się podłymi środkami. Czy to samo można powiedzieć o zwolennikach nazizmu? Nie wiem. Mistyfikacje i masowe mordowanie przeciwników politycznych nie są wynalazkami XX wieku. Są równie stare, jak cywilizacja, i trafiają się na wszystkich kontynentach. Zmienia się tylko ich skala i środki techniczne. Czy wiek XXI będzie inny? Chyba nie. Za mojego życia populacja świata pomnożyła się ponad trzykrotnie. Jak będą rozwiązywane problemy powstające w naszym spolaryzowanym świecie? Próbowałem odpowiedzieć na to wierszem:
I zło, i dobro pozostanie,
by walczyć z sobą nieustannie,
wciąż się wynurzać i ukrywać,
wprowadzać w błąd i obiecywać,
tworzyć i niszczyć, i podniecać,
burzyć nadzieje, wojny wzniecać,
czarować, kusić gwiazdką z nieba,
wydrzeć ostatni okruch chleba,
kochać, całować, kąsać, palić,
karmić i głodzić, w gruzy walić,
hołubić, cieszyć, poniewierać,
dawać, by potem znów odbierać…
I czyż mógłbym się oprzeć chęci podzielenia się tym, co zacytuję poniżej? Tak, jestem tylko jednym z wielu, którzy otrzymali taki standardowy list w maju 1978 roku. Ale był on dla mnie, i nadal pozostaje, dokumentem nadzwyczajnej wagi.
Składam Ci gratulacje z okazji stania się obywatelem naszego wielkiego narodu. Szczególne znaczenie ma fakt, że gdy wielu z nas zyskuje obywatelstwo z urodzenia, Ty dokonałeś wyboru, uznając Amerykę za swój kraj. Obywatelstwo, które zostało Ci dziś przyznane, gwarantuje Ci nawet więcej wolności, godności ludzkiej, bezpieczeństwa, równości i szans, niż dawano Ci w przeszłości. […]
Naturalizowani obywatele z różnych stron świata wnieśli znaczący wkład w ulepszenie naszego narodu. Jestem pewien, że pójdziesz w ślad za tą tradycją i mocno postanowisz dokładać się do wspólnego dzieła czynienia Ameryki miejscem jeszcze wspanialszym niż to, w którym teraz żyjemy.
Jimmy Carter”
I rzeczywiście, moim wkładem w dobro mojej nowej ojczyzny były badania naukowe i nauczanie. To samo można powiedzieć o książce „Piekło na ziemi…”. Miała ona przekonać młodych Amerykanów, że dyktatury proletariatu należy unikać za wszelką cenę; nie jest to pożądany sposób poprawy warunków społecznych w naszym kraju. Im więcej ludzie wiedzą o stalinizmie, tym mniej są podatni na zwodnicze ideologie komunistyczne. Powolna ewolucja na drodze odwracalnych reform wydaje się znacznie bardziej owocna, niż gwałtowne i nieodwracalne zmiany będące skutkiem rewolucji komunistycznych.