DO ROZDZ. POPRZ. . . . DO LISTY ROZDZ. . . . DO ROZDZ. NAST.

Rozdział 9

Wieści z Węgier: znów komuniści mordują komunistów


9.1 

Mniejsza o to, gdzie jestem


Mój francuski jest coraz lepszy, przynajmniej gdy chodzi o rozumienie. Ale nadal jeszcze jest dość ubogi, zwłaszcza gdy muszę coś napisać. Na szczęście mam parę ważnych podręczników, w tym Blatta i Weisskopfa [podręcznik teoretycznej fizyki jądrowej], po rosyjsku. Mam wrażenie, że inni uczestnicy programu nie są dużo lepiej przygotowani ode mnie, z wyjątkiem tego, że francuski to ich własny język. [...]

Jak bym sobie poradził bez Tuni i Henriego? Może dostanę stypendium na drugi rok. Spróbuję to załatwić latem w Warszawie. [...]


W. to przyjaciel Henriego z Kanady; służyli w tej samej jednostce armii francuskiej w 1939-1940. Jest bogaty, mądry i okropnie cyniczny. Radzi mi, żebym wykorzystał sytuację i uciekł do Stanów. „Potrzebują tam ludzi z pana wykształceniem” – powiedział – „nie będzie pan miał problemów ze znalezieniem pracy z pensją co najmniej czterysta dolarów na miesiąc. Polska jest nie dla pana; tam nigdy nie będą panu ufać z powodu powiązań z Zachodem. Prędzej czy później wplączą pana w sytuację, w której będzie pan miał tylko dwa wyjścia – zostać przestępcą lub zginąć. Niech pan wybiera wolność i zapomni o nich”. 

Powiedziałem mu, że coś złego może mi się zdarzyć wszędzie – mniejsza o to, gdzie jestem. Polska dała mi wszystko i nie zdradzę jej. Nie zdradzę też Pawłowskiego, bez którego pomocy nigdzie bym nie zaszedł, ani moich polskich przyjaciół. Polska wysłała mnie tu, bo jestem jej potrzebny. Wrócę; będę pracował dla mojej ojczyzny. [...]


Czy ta postawa ma rację bytu? Rzeczywiście to możliwe, że kiedyś ktoś mi napisze na drzwiach „ty brudny Żydzie, nie chcemy cię tutaj”. Możliwe też, że mój syn wróci ze szkoły z płaczem, bo jako Żyd będzie dostawał lanie, tak jak ja dostawałem w Rosji. Moja obiecująca kariera może się nagle zakończyć, na przykład w kopalni złota na Kołymie. Nawet wtedy chyba nie pożałuję, że postanowiłem być komunistą. Niech historycy i poeci rozmyślają nad drogą do celu, który sam sobie przeczy. Może zacytują Hegla. Ja wierzę, że to, co się zaczęło na XX Zjeździe, spowoduje, że komunizm będzie lepszy niż za życia Stalina. [...]

[Jakże naiwny byłem, pisząc powyższe słowa! Jakim innym człowiekiem jestem dziś!...] 


Co zrobić z tym pamiętnikiem? Zostawię go u Tuni. I przywiozę tu wszystkie stare pamiętniki. [...]

Ludwiku, czemu tyle gadasz z tym pamiętnikiem? Bo to moja modlitwa. [...]


9.2 

Nagy ofiarą stalinizmu 


Niecierpliwie czekam na rozpoczęcie prac nad projektem zaproponowanym przez Radvanyi’ego – budową komory jonizacyjnej dla wysokoenergetycznych neutronów. Będzie ona oparta o rozszczepienie bizmutu i będzie pierwszym tego typu detektorem we Francji, a może i w Europie. [...]


Jaka okropna wiadomość – dziś został stracony Imre Nagy, przywódca powstania na Węgrzech. To znów kolejny przykład komunistów mordujących komunistów.  [ Później dowiedziałem się, że całkowita liczba zabitych i rannych w tym powstaniu sięgała 20 tysięcy.] Henri powiedział, że robią to po to, by nastraszyć reformatorów, którzy wzięli na poważnie XX Zjazd. Nadal będą tajne procesy, jak ten, w którym skazano Nagy’ego. Jaki wstyd! Muszę na nowo przemyśleć mój zamiar pozostania wiernym ideom komunizmu. Ale nie mam teraz czasu o tym pisać. [...]


Trzech powieszono, jeden umarł w więzieniu [mowa o innych przywódcach powstania węgierskiego]. „Pies zginął śmiercią psa”, napisała jedna z bułgarskich gazet. „L’Humanite” [francuski dziennik komunistyczny] nie wydrukowała całego aktu oskarżenia, tylko fragmenty z komentarzami. Cały tekst ukazał się w „Le Monde” [francuski dziennik centrolewicowy]. Czy również w naszych polskich gazetach, tego nie wiem. 

Za pięć dni zaczynają się egzaminy; jak mogę się skupić na nauce w tak opłakanej sytuacji? [...]


Otrzymany ostatnio e-mail przypomniał mi, że podczas II wojny światowej z rąk Niemców zginęło blisko 2 miliony duchownych katolickich, 10 milionów chrześcijan, 6 milionów Żydów i 20 milionów Rosjan. Czy wrażliwość moralna rodzaju ludzkiego jest w stanie ochronić ludność świata przed masowymi zbrodniami? Chyba nie. Co jeszcze jest istotne? Zlikwidowanie skrajnej biedy i niesprawiedliwości. Jak to osiągnąć? Wielu socjologów zadawało to pytanie, a pomiędzy nimi Karol Marks. Wierzył, że odpowiedzią jest „dyktatura proletariatu”. Podejrzewam, że XX wiek będzie w przyszłości nazywany od tego pojęcia, które zrealizowane w tylu krajach, poniosło fiasko. Nie przyniosło sprawiedliwości, lecz doprowadziło do zastąpienia jednych tyranów drugimi. Dobrze znane przykłady to Lenin, Stalin i Mao. 


Stłumienie powstania na Węgrzech pokazało, że stalinizm nie zginął. Przywódcy sowieccy nadal go praktykowali. Jak Stalin, i oni wierzyli, że lud trzeba traktować brutalnie. „Kto nie z nami, ten przeciw nam” pozostawało nadal hasłem dnia. Przeciwnicy, nawet tylko potencjalni, byli likwidowani jako wrogowie rewolucji.


Czy można uniknąć nieludzkiego traktowania człowieka przez człowieka? Może nie, może należy to przyjąć jako część ludzkiej natury. Jeżeli tak, to masowe morderstwa trzeba by traktować tak samo, jak epidemie, trzęsienia ziemi i wojny („czarna śmierć” wybiła prawie jedną trzecią ludności średniowiecznej Europy; dziś szaleje epidemia AIDS i zapowiada się kataklizmy spowodowane przez globalne ocieplenie, itd.). 


Ale naukowe podejście do epidemii zwykle owocuje postępem, pozwalającym im skutecznie zapobiegać. Podobnie liczba ofiar trzęsień ziemi znacznie się zmniejsza, gdy budynki są bardziej odporne na wstrząsy i gdy się ich nie stawia w miejscach zagrożonych. Tego, co stało się w Związku Radzieckim, nie można przypisać tylko despotycznym zapędom Stalina; w równym stopniu odpowiada za to ideologia którą przejął od Lenina. 

Nie przyjmujemy biernie klęsk żywiołowych; robimy wszystko, co można, by im zapobiec albo przynajmniej zmniejszyć ich niekorzystne skutki. Dlaczego więc mielibyśmy uznać za nieuniknione nieludzkie postępowanie ludzi wobec innych ludzi? Człowieczeństwo wszakże też jest częścią natury. Większość ludzi pragnie sprawiedliwości i żałuje cierpiących. Czyż nie powinno to być podstawą dla działań, które wyeliminują nieszczęścia spowodowane przez ludzi?


Już po egzaminach, i pisemnych, i ustnych. Zeszłej jesieni było nas 18, lecz tylko 8 zdało egzaminy. Pozostali albo oblali, albo zrezygnowali z programu. Na tym poziomie nie ma formalnych ocen, tylko względna klasyfikacja. Na wywieszonej liście byłem czwarty na osiem osób. To dużo lepiej niż się spodziewałem – miałem szczęście. [...]


Znów zacząłem chodzić codziennie do pracowni. Joliot powiedział, że spróbuje mi latem załatwić francuskie stypendium. To dobrze, bo z oczekiwanego stypendium polskiego nic nie wyszło. Tunia i Henri traktują mnie jak trzecie dziecko, ale o wiele bardziej wolałbym być niezależny. Ich mieszkanie, używane także jako gabinet lekarski, jest definitywnie za małe na pięć osób. [...]


W zeszłym miesiącu pojechaliśmy autem z trójką kolegów na międzynarodowe targi w Belgii. Teraz mam wakacje, jeżdżę autostopem i sypiam w schroniskach młodzieżowych, które są prawie darmowe (170 franków za nocleg). Każdy gość ma trochę popracować przy wyznaczonym zadaniu, zwykle mniej niż godzinę. Teraz jestem w drodze z Chamonix do Paryża. Czekanie, żeby jakieś auto się zatrzymało, często trwa bardzo długo. Ale trzeba być cierpliwym [...]

Dziś dowiedziałem się, że Joliot-Curie umarł. Co za cios! Francja straciła jednego ze swoich największych uczonych. A ja straciłem szansę, by uczyć się bezpośrednio od niego. [...] Kto go zastąpi? 


9.3 

Zabieram stare dzienniki


Pawłowski nie odpisał na mój list. Dlaczego? Nie widzę powodu, dla którego miałby się sprzeciwiać mojemu pozostaniu we Francji przez dwa dalsze lata (żeby skończyć program w Orsay). Nie potrzebuje mnie do żadnych ważnych rzeczy. Może nie chce ryzykować oficjalnego poparcia, biorąc pod uwagę możliwość, że mógłbym „wybrać wolność”. Rozmawiałem dzisiaj o mojej sytuacji z Radvanyi’m. Powiedział, że ucieszyliby się, mając mnie u siebie, jeśli tylko Polska o to wystąpi. Takie jest zdanie Teillaca [następcy Joliota]. 

Rozwiązaniem problemu mógłby być list z Politechniki, potwierdzający wydłużenie mojego urlopu. 

Ale nic się nie da zrobić bez inicjatywy Pawłowskiego. Może Orsay da mi list potwierdzający, że zdałem egzaminy i że posiadam kwalifikacje, by zacząć badawczą część projektu. Będę w Warszawie za jakieś dziesięć dni; taki list, napisany na firmowym blankiecie, niewątpliwie by mi pomógł. [...]

 Podczas pobytu w Polsce zrobię, co się da. Mam nadzieję, że urzędasy w Ministerstwie Edukacji nie powiedzą mi „pańska sytuacja się zmieniła, ponieważ Joliot zmarł”. Tak, to jest możliwe; ale zaryzykuję. [...] 


Cieszę się, że już wróciłem z Warszawy, gotów zacząć pracę nad doświadczeniami. Moje stare dzienniki mam teraz w Paryżu. Jest w nich wszystko o moim życiu, moich myślach i moim rozwoju. Czy będę miał możność przeczytać je jako stary człowiek, spoglądając krytycznie na ich zawartość? [...]

Roczne stypendium francuskie - 36 tysięcy fr. miesięcznie -  załatwione przez Teillaca i Radvanyi’ego, pozwoli mi się skupić na pracy badawczej. Drugi rok programu zacznie się niebawem. [...]


W zeszłym tygodniu na lodowisku poznałem M. Dziś długo z nią rozmawiałem. Ma 21 lat. 3 lata temu oblała maturę i od tej pory pracuje w biurze, mieszkając w malutkim mieszkaniu, a właściwie kawalerce. Nie lubi tej pracy; marzy, by zostać biologiem. Nie miałaby nic przeciwko temu, by jeszcze raz podejść do matury, ale pracuje dziewięć godzin dziennie. I nie ma dość pieniędzy, by się utrzymać na studiach. „Nie mam preferencji politycznych” – powiedziała – „ale nienawidzę komunistów. To demagodzy i sługusy Rosji”. [...]


Trzyletni program, w którym biorę udział, to nowość we Francji; nie jest to studium doktoranckie. Dwa tradycyjne programy doktoranckie, „uniwersytecki” i najbardziej prestiżowy „państwowy”, trwają znacznie dłużej niż trzy lata. Może uda mi się po jakimś czasie przenieść na jeden z nich. [...]


Stosunki z M. nie ułożyły się tak, jak oczekiwałem. J., która ma 22 lata, jest zupełnie inna. Poznaliśmy się przedwczoraj i już jesteśmy tak blisko ze sobą. Chce być kochana. W pewnej chwili zapytałem, czy gdyby wiedziała, że mam w Warszawie żonę, podchodziłaby do mnie z mniejszym uczuciem. Odpowiedziała, że nie. Potem spytałem, jak by się zachowała, gdybym miał inną dziewczynę tu w Paryżu. Spojrzała mi w oczy, po czym powiedziała, że postępowałaby tak samo, tylko byłaby nieszczęśliwie zakochana. [...]


9.4

Szczęśliwe dni


Czytaliśmy z Tunią wyniki ciekawego badania przeprowadzonego przez „L’Express” [francuski tygodnik polityczno-społeczny] wśród francuskich dzieci. Zapytała mnie o moje dzieciństwo. Jak odpowiedziałbym na pytanie, czy było szczęśliwe? Nie, nie miałem szczęśliwego dzieciństwa, ani w Diedieniewie, ani w Zagorsku; pisałem już wcześniej o tym – często dostawałem lanie dlatego, że byłem Żydem. Jak strasznie mnie nienawidzili bracia P.! Byli przekonani, że to Żydzi ponoszą winę za wywiezienie całej ich rodziny na Syberię w trzydziestym dziewiątym. [...]


W gimnazjum sytuacja się radykalnie zmieniła. W towarzystwie E., J., T. i A. czułem się tak samo jak wszyscy inni. Kolejna zmiana zaszła, gdy w domu dziecka postanowiłem oddać M., który mnie kopnął i zwyzywał. Dałem mu pięścią w twarz. Zaczął uciekać; dogoniłem go i dałem mu kopniaka. Ten moment wskazałbym jako najszczęśliwszą chwilę mego dzieciństwa; odkryłem, że potrafię się bronić. [...]


Późniejsze szczęśliwe chwile związane były ze skrytym podkochiwaniem się w dziewczętach, z nauką i z rozwojem idei komunistycznych. Moim idolem wówczas był K., oddany komunista. Tunia pytała mnie o poszczególne sytuacje. Nie mogłem sobie nic takiego przypomnieć. Ale wiem, że źródłem moich zmartwień były wątpliwości. Zaczęło się to przed XX Zjazdem. 

Tu, we Francji, mogę wskazać dwa powody do radości. Raz, że jestem wśród prawdziwych uczonych; dwa, że mam rodzinę. Wcześniej, z wyjątkiem najwcześniejszego dzieciństwa, przed aresztowaniem ojca, nie miałem żadnego życia rodzinnego. [...]

A co z seksem? Czyż to nie ogromne źródło radości? O, tak! Ale musi iść w parze z innymi rzeczami. 

NIECH ŻYJĄ SPRZECZNOŚCI, POGODA DUCHA, PIEŚNI SERCA, WĄTPLIWOŚCI I TRIUMF MYŚLI!   


9.5 

Radziecki satelita – powód do dumy (1959)


Tak, triumf myśli. Co mam zrobić? Im dłużej będę zwlekał z powiadomieniem J. o mojej decyzji, tym bardziej ją zranię. A skąd wiem, że powrót do M. ma większy sens? O, tak, to sprzeczność – z jednej strony to, z drugiej tamto. Może nie wszystko trzeba brać na rozum. [...] 

Jestem dumny, że radziecki satelita krąży wokół księżyca. Ale to tylko jeden element postępu. A co z podniesieniem stopy życiowej? Ludzie radzieccy zasługują na lepszą. A co ze zwiększeniem swobody, tak jak chcą inne kraje socjalistyczne?  To naprawdę doceniłby cały świat. 


Wziąłem tydzień wolnego, bo mama przyjechała z Warszawy. Będę jej przewodnikiem po Paryżu. Wieża Eiffla to jedno z miejsc, które muszę przy tej okazji odwiedzić. To wstyd być tu już dwa lata i nie spojrzeć na dół z najwyższej budowli w mieście. Pójdziemy też do Luwru i innych muzeów. [...]


Mama powiedziała, że ani ona, ani ojciec nie chcieli, abym był obrzezany. Była to sprawka dziadków. [...] 

Bardzo chciałaby pojechać do Izraela. Ale boi się, że może to zaszkodzić moim staraniom o uzyskanie pozwolenia na pozostanie w Orsay przez trzeci rok. Nadal czekam na list z Polski w tej sprawie. Jutro jeszcze raz napiszę do Pawłowskiego. [...]


Znów miałem szczęście dostać bardzo dobre „świadectwo postępów” z Orsay; to może skłoni polskie władze do wydania mi zezwolenia na dokończenie programu [...]. A moja komora jonizacyjna będzie niedługo gotowa. Może uda mi się gdzieś zamieścić pracę o jej funkcjonowaniu. Byłaby to moja pierwsza publikacja. [...]


9.6

Nie poddawaj się i walcz o swoje (1959)


Ogromne wrażenie zrobiła na mnie odkryta przez przypadek książka – „Ciemność w południe” A. Koestlera. Henri mówi, że wiedział o niej, ale jej nie czytał. Partia nazwała ją propagandowym paszkwilem. [...]

Moje stypendium skończy się dopiero pod koniec lata; teraz mam powody, by być pewnym, że będzie przedłużone na następny rok. Może mi to umożliwić przeniesienie się na prawdziwe studia doktoranckie i zamieszkanie we własnym mieszkaniu. [...]


Żeby uprościć sprawy, złożyłem podanie o polski paszport konsularny. Mój obecny automatycznie traci ważność za każdym powrotem do kraju; nowy umożliwi mi kilkakrotne wyjeżdżanie z Polski, bez żadnych formalności. [...]


Ludwiku, pamiętaj, że zwyciężają zwykle ci, którzy nie boją się ryzykować. Wiesz, czego chcesz (być naukowcem) i zgodnie z tym musisz postępować. 

Jesteś wolnym człowiekiem; panuj nad swoim życiem. Nie poddawaj się; walcz o swoje. Możesz się nawet zabić, jeśli będzie trzeba. To, nawiasem mówiąc, byłby szczyt wolności. [...]


Moja kochana mamo, wiem, jak bardzo się o mnie martwisz. Kiedyś będziesz ze mnie dumna, obiecuję. Bardzo cię kocham. [...]


J. jest we mnie naprawdę zakochana; często myślę o niej bardziej poważnie, niż powinienem. Moje położenie jest niepewne; jak mogę coś planować? Jej rodzice, którzy mają sklepik spożywczy, nie znoszą mnie. Ojciec jest antysemitą. Czy ona mnie kocha? Pojechaliśmy autostopem na północne wybrzeże, śpiąc w naszym małym namiociku. [...]


W domu czekały na mnie trzy ważne listy. Pierwszy był od Pawłowskiego; zgadza się ze mną, że pozostanie we Francji i próba zrobienia państwowego doktoratu to dobry pomysł, nawet gdyby miało to oznaczać rozstanie się z Politechniką. „Będę się cieszył, mogąc znów pana zatrudnić” – napisał na końcu. W drugim liście była zgoda na moją prośbę o paszport konsularny. To oznacza łatwiejsze podróżowanie do Polski przez wiele lat. Trzeci list donosił, że dostałem pokój w akademiku w Antony. Czemu mam tyle szczęścia? [...] 

Brak mi J.; pracuje na koloniach letnich dla dzieci. [...]


9.7 

Mój pokój w Antony


Jestem w moim nowym domu. Po raz pierwszy w życiu mam własny pokój. Jest w nim łóżko, biurko, komoda i półka na książki. Jest też łazienka z prysznicem, którą dzielę z mieszkającym w pokoju obok Francuzem, studentem prawa. Do stacji kolejowej można dojść piechotą. Antony leży w połowie drogi między Paryżem a Orsay, w każdą stronę 15 minut jazdy pociągiem. [...]


J. wróciła; zaraz się u mnie pokazała. Szaleliśmy przez godzinę. Potem ja pracowałem przy biurku, a ona w łóżku pisała listy. Pojechała do Paryża ostatnim pociągiem. Do czego to doprowadzi? [...]


Okazuje się, że aby otrzymać doktorat z fizyki, trzeba mieć tytuł magistra w tej dziedzinie. Dużo przedmiotów ze studiów inżynierskich mi zaliczono, ale nie wszystkie, i musiałbym zapisać się na parę kursów przeddyplomowych na Sorbonie. Dziś powiedziałem Radvanyi’emu o swoich planach. On sądzi, że staranie się o doktorat to dobry pomysł, ale niełatwy do zrealizowania. To prawda. Ale jestem komunistą, a komunista nie boi się trudności. Wiem, czego chcę, i zrobię wszystko, co mogę, żeby mi się powiodło. [...]





Z Pierre’m i Marie-France Radvanyi (z prawej) podczas ich podróży do USA [2008]

Z Pierre’m i Marie-France Radvanyi (z prawej) podczas podróży do USA [2008]


Radvanyi uważa, że mój artykuł o komorze jonizacyjnej wart jest publikacji. Może to zostanie zaliczone zamiast jednego egzaminu. Powiedział mi też, że powinienem zacząć myśleć nad tematem rozprawy doktorskiej. Musiałby on wynikać nie tylko z moich zainteresowań, ale także z tego, co jest możliwe do zrobienia w Orsay, oraz istotne z naukowego punktu widzenia. Wymienił tu elastyczne i nieelastyczne rozpraszanie protonów, polaryzację neutronów i nawet mój własny projekt opóźnionego rozszczepienia. Było jasne, że myślał o tym przed naszą rozmową. W tym roku muszę być bardzo dobrze zorganizowany. Tematem mojej pracy będzie może „Rozkład kątowy fragmentów rozszczepienia”. 


DO ROZDZ. POPRZ. . . . DO LISTY ROZDZ. . . . DO ROZDZ. NAST.