Rozdział 4
Śmierć naszego drogiego Towarzysza Stalina
4.1
M&L znaczy „marksizm-leninizm” (1952)
Dziś rano P. powiedział mi, że zostałem wytypowany jako reprezentant partii w komisji przydziału pracy (po dyplomie). Nie jest to ten rodzaj pracy, jaki mi odpowiada. Ale ktoś musi się tym zajmować. [...] Co za dzień; Irena i ja byliśmy razem całe popołudnie, aż do dziewiątej wieczorem. Najpierw sami u mnie, potem sami nad rzeką. Był to dzień wielkiego postępu w naszych stosunkach. [...] W pewnej chwili powiedziałem jej o Ani.
[...]
Wczoraj matka Ireny powiedziała mi, w żartach, że mam na nią zły wpływ, nie uczy się już tak dużo jak przedtem. [...] Radzę sobie dobrze; przy odrobinie szczęścia będzie to pierwszy semestr, w którym będę miał same czwórki albo lepiej. [...]
Za oknem szaleje nawałnica, z widowiskowymi błyskawicami. Cóż za piękna wiosenna burza! [...]
Tak jak się spodziewałem, dostałem piątkę z fizyki rentgenowskiej. [...] Z wojskowości mam oceny od 5 do 3; to lepiej, niż oczekiwałem. Poszedłem do lekarza wojskowego i poprosiłem, by zwolnił mnie z letniego obozu wojskowego z powodu pewnego problemu zdrowotnego. Ale on się tylko uśmiechnął i powiedział: „to wszystko się wyleczy na poligonie”. Wahałem się, czy iść do niego, ale mama mówiła, że tych objawów (zawrotów głowy przy wchodzeniu po schodach) nie powinno się lekceważyć. [...]
Odwiedziłem wczoraj Z. i jego żonę. Przekonali mnie, bym został asystentem na katedrze marksizmu-leninizmu, nowego przedmiotu obowiązkowego dla wszystkich przyszłych inżynierów. Ta praca na część etatu wymaga odbycia 10 przepisowych godzin zajęć klasowych, a pewnie przynajmniej 15 godzin przygotowania. Ale powinienem to jakoś zmieścić między przedmiotami na studiach. Z. powiedział, że wiedza z zakresu marksizmu-leninizmu jest równie ważna, jak wiedza zawodowa. To podstawa naszej humanistycznej ideologii, podstawa zrozumienia wszystkiego, co robimy. [...]
4.2
Wspólna sprawa kontra miłość
Problem osobistej przyjaźni nie jest prosty. Parę dni temu Irena powiedziała mi, że K. się ożenił. Dlaczego nie zaprosił mnie na ślub? Byłem bardzo uradowany, gdy na koniec poligonu powiedział: „Kowalski to mój prawdziwy bliski przyjaciel”. Ale czy ja go zaproszę na swój ślub? Chyba nie. Dlaczego nie? A kogo zaproszę? Irena na pewno chciałaby zaprosić T. i B. Jedyną osobą, którą ja zaproszę na pewno, jest J.
Ważne jest, by mieć bliskich osobistych przyjaciół, ludzi, na których można liczyć, cokolwiek bądź by się działo. Ale jak nawiązywać przyjaźń? Na to pytanie odpowiedziano w artykułach o moralności komunistycznej; najważniejsze jest wspólne zaangażowanie. Ale to oznacza, że wspólną sprawę kocha się bardziej, niż poszczególne osoby. A co z czynnikami uczuciowymi?
Wspólna sprawa to nie wszystko; trzeba spędzać czas z potencjalnymi przyjaciółmi, zwracać uwagę na ich potrzeby, rozmawiać o sprawach osobistych itd. Irena powiedziała mi, że taką bliską przyjaciółką jest dla niej T.; nie ma przed nią żadnych tajemnic. Ale wspólnej sprawy nie mają. Irena powiedziała mi, że światopogląd T. oparty jest o wiarę, i że czasem myśli ona tak, jak nasi wrogowie. Czy to oznacza, że ich przyjaźń nie jest prawdziwa? Czy, że jest nietrwała? Trudno mi to orzec. A nie zapytam jej o to. Dlaczego nie? Ponieważ za wcześnie na to, nasza przyjaźń dopiero zaczyna dojrzewać. Kto powinien zostać moim prawdziwym bliskim przyjacielem? Gdzie takich szukać? Powinienem o tym pomyśleć, nie zapominając, że moim celem życiowym jest budowanie komunizmu.[...]
Dziś zaczyna się XIX Zjazd KPZR. [...] Pokazałem L. szkic mojego eseju o szczęściu. Powiedział, że grzeszy on jednowymiarowością. Życie jest bardziej skomplikowane. Człowiek – powiedział – rodzi się z zalążkami różnych form rozwoju. Dlatego różni ludzie mają różne potrzeby. [...] Mam tylko dwa tygodnie na wybór tematu pracy magisterskiej. [...]
Muszę znaleźć jakiś sposób, by skończyć z nauczaniem M&L. To zajęcie nie daje się pogodzić z nauką na studiach. Jeden semestr wystarczy. [...] Mam wrażenie, że moje stosunki z Ireną się pogorszyły, z jej inicjatywy. [...] Teraz jestem w Zakładach Róży Luksemburg, to moja druga praktyka związana z pracą dyplomową. Poznałem tu wielu ciekawych ludzi. [...] Berler zaakceptował moją prośbę o ustąpienie ze stanowiska asystenta M&L. Czy będę mógł znaleźć posadę asystenta w swojej własnej dziedzinie? [...]
4.3
Droga ku świetlanej przyszłości czy… tyrania?
W ZSRR, Polsce i innych krajach komunistycznych od wszystkich oczekiwano, że będą się uczyć marksizmu-leninizmu. Uczono nas, że historia człowieka jest procesem deterministycznym, i że decyzje podejmowane przez partie komunistyczne są moralnie usprawiedliwione. Tym, których bliscy padli ofiarą dyktatury proletariatu, często mówiono, że nie da się uniknąć błędów w drodze ku „naszej świetlanej przyszłości”. Ale to było przed owym słynnym przemówieniem Chruszczowa ujawniającym zbrodnie Stalina – wygłoszonym w roku 1956 na XX Zjeździe KPZR). Ta mowa, i później książki Sołżenicyna, stały się szokującym i dramatycznym objawieniem tyrańskiej natury naszych systemów politycznych.
Swoją drogą Sołżenicyn przed II wojną światową był także niewzruszonym obrońcą idei komunizmu. I także był dzieckiem stalinowskiego reżimu. Ale jak można zrozumieć zachodnich intelektualistów, którzy bronili Stalina? Przypuszczalnie wierzyli, że drogę rozwoju po rewolucji obrano na podstawie otwartych debat z kierownictwem partii. Z pewnością tak nie było w latach 30, odkąd Stalin przejął władzę zarówno w partii, jak i w państwie. Ideologia przestała nadawać kierunek decyzjom politycznym, a stała się narzędziem ich usprawiedliwiania.
Zachodni intelektualiści przyjęli zapewnienia Stalina, że po rewolucji walka klasowa w sposób naturalny przybiera na sile. To bezzasadne twierdzenie użyte zostało dla usprawiedliwienia terroru; miliony „kułaków” (czyli po prostu bogatszych rolników) zamordowano lub zesłano do gułagów. Większość przywódców bolszewickich, w tym wielu bliskich przyjaciół Stalina, stracono jako szpiegów i wrogów ludu. To samo dotyczyło najwyższych dowódców Armii Czerwonej; spośród 286 straconych zostało 214. Ilu z nich mogło być rzeczywiście szpiegami i wrogami ustroju? Oto jedna z zagadek lat 30...
Stalin ukrywał swój osobisty wkład w krwawy charakter dyktatury proletariatu, udając, że stoi po stronie sprawiedliwości i moralności. Wiele jego ofiar wierzyło, że zbrodnie przeciw ludowi radzieckiemu popełniano bez wiedzy Stalina, podczas gdy w rzeczywistości był on zaangażowany w codzienną aktywność „organów karnych”. Według Chruszczowa jego podpis widniał na licznych wyrokach śmierci. Ale w roku 1952 tego nie wiedziałem. Stalin umarł rok później, a jego zbrodnie ujawniono w roku 1956.
Cóż za zbieg okoliczności! Nasza biblioteka uniwersytecka urządziła wczoraj (27.04.2010) wystawę książek. 70 pozycji to dzieła autorów z naszej uczelni, w tym moje własne. Na tym samym stole dojrzałem inną książkę, wydaną w tym roku, w języku rosyjskim. Dwa teksty w niej są autorstwa Rosjan, M. i G. Ale jeden wyszedł spod pióra F., profesora naszego wydziału anglistyki. Wszyscy ci autorzy twierdzą, że to, co Chruszczow mówił o Stalinie, było kłamstwem. Czy myślą, że to samo odnosi się do dzieł Sołżenicyna lub innych ludzi, którzy przeżyli obozy na Syberii? Tak czy inaczej, wymieniliśmy się z F. książkami. Tytuł jego rosyjskiej publikacji brzmi: „Zagadkowy rok 1937: Stalin zniesławiony”. Jak głosi przedmowa, „krytyka Stalina przez Chruszczowa stanowiła przygotowanie do wytoczenia dział przeciw socjalizmowi”. Nie sądzę, by była to prawda. Chruszczow potwierdził to, co mówiła moja matka o ojcu, i co wiedziały miliony innych radzieckich matek: terror szerzył się wszędzie.
Jutro odbędzie się pierwsze spotkanie komisji przydziału pracy dla tych, którzy zdecydowali się nie iść na studia magisterskie. Będę tam siedział jako reprezentant partii. Nie widzę sensownego planu działania; niektórzy studenci będą musieli podjąć pracę poza swoją specjalnością. Komisja, w większości złożona z profesorów, ma prawo narzucić im przyjęcie tego, co jest dostępne. Ale czy to moralne, albo potrzebne dla gospodarki, żeby zmuszać kogoś do pracy w innej specjalności? Myślę, że nie. Dlatego będę się kategorycznie sprzeciwiał takiemu przymusowi. Przewodniczącym komisji jest prof.K.; on również jest członkiem partii. Jeśli będzie trzeba, powiem mu, że gospodarka ucierpi, gdy ludzie zostaną skierowany do pracy, do jakiej nie są przygotowani. Nieszczęśliwi pracownicy nie są dobrymi pracownikami. Większość z tych studentów to moi koledzy. […]
4.4
Sprawa spisku lekarzy (1953)
O tak zwanym „spisku lekarzy” wspominam w moim dzienniku kilkakrotnie. Oto, co o tym dobrze znanym zdarzeniu napisano w Wikipedii: „4 kwietnia 1953 ‘Prawda’ opublikowała oświadczenie Ławrentija Berii, niesławnego szefa tajnej policji, oczyszczające z zarzutów 9 radzieckich lekarzy (z których 7 było Żydami), uprzednio oskarżonych o ‘szkodnictwo, szpiegostwo i działania terrorystyczne przeciw przywódcom rządu ZSRR’. Obywatele ZSRR, zwłaszcza Żydzi, byli zdumieni, że zaledwie miesiąc pod śmierci Stalina nowe przywództwo przyznaje, iż oskarżenia były w całości zmyślone przez Stalina i jego następców. Siedmiu lekarzy natychmiast zwolniono; dwaj inni już ponieśli śmierć z rąk oprawców”. Początkowe aresztowania nie były omyłką, jak pisałem w dzienniku, lecz częścią antysemickiej polityki Stalina.
Jutro zaczyna się wiosenny semestr. Mój cel to nie mieć innych ocen niż piątki. Ale czy to realne? Może nie. Zdaję sobie sprawę z moich ograniczeń intelektualnych. M. jest o wiele lepiej niż ja przygotowany do bycia naukowcem. To nie powstrzymuje mnie jednak od planów dostania się na studia podyplomowe w ZSRR. Najważniejsza jest rozległa wiedza i dobre oceny. […] Wczoraj Irena przedstawiła mi bardzo poprawną analizę naszych stosunków. Postanowiliśmy pozostać na stopie przyjacielskiej. Nie jestem z tego powodu szczęśliwy. […]
Towarzysz Stalin jest poważnie chory. Nie mogłem się skupić na wykładzie, gdy Michał mi to powiedział. I nie tylko ja. Nawet w tramwaju zauważyłem, jak cisi i zamyśleni byli ludzie. Kiedy byłem dzieckiem, często pytałem sam siebie, czy oddałbym swoje życie, by on mógł żyć dalej. Nie zawahałbym się przed tym i teraz. Nad czym ostatnio pracował? Jeśli przeżyje ten ciężki udar, będzie to triumf nowoczesnej medycyny. Cokolwiek by się stało, on i tak będzie żył w nas; nigdy nie zostanie zapomniany, […]
Pojęcie „kult jednostki” w odniesieniu do Stalina wprowadził Chruszczow mniej więcej trzy lata po śmierci Stalina. Istotnie, Stalin był nieustannie wysławiany przez radzieckie środki masowego przekazu. Oto początek jednej z popularnych radzieckich pieśni (w wolnym przekładzie):
„Stalin to nasza pieśń bojowa,
Stalin to źródło naszej dumy,
Walcząc, śpiewając i zwyciężając,
Nasz naród podąża za Stalinem”
Dziś umarł Stalin. Powinniśmy pozostać wierni jego nauce. […] Ciekaw jestem, czy jego niepublikowane osobiste zapiski i listy staną się dla nas dostępne. Czy pisał dziennik? Wszystko to pomogłoby nam zrozumieć, jak myślał i pracował. […]. Ogłoszono, że spisek kremlowskich lekarzy w ZSRR to wymysł. Żydowskich lekarzy, oskarżonych o knowania w celu otrucia głównych przywódców radzieckich, nagle uznano za niewinnych. To pech, że Stalin nie pożył trochę dłużej, by móc się o tym dowiedzieć.
Dlaczego napisałem „pech”? Bo nie zdawałem sobie sprawy, że Stalin sam stał za tym epizodem. Dla niewinnych lekarzy, i może też wielu innym ludzi, jego śmierć stała się wybawieniem.
Strony z mojego dziennika. Po śmierci Stalina rozdawano wszędzie czerwone jedwabne wstążki z jego portretem. Nosiłem taką na piersi przez kilka dni.
Strony z mojego dziennika. Po śmierci Stalina rozdawano wszędzie czerwone jedwabne wstążki z jego portretem. Nosiłem taką na piersi przez kilka dni.
Mama wróciła od T., którzy słuchają Głosu Ameryki. Słyszeli, że między Malenkowem a Mołotowem zaczynają się tarcia. To wroga propaganda, obmyślona po to, by nas zdezorientować i wzbudzić panikę. Ta sprawa spisku lekarzy pokazuje, że Związek Radziecki nie boi się przyznawać do swoich błędów. W kraju kapitalistycznym coś takiego zamieciono by pod dywan, by uniknąć ujawniania błędu. Nasi wrogowie próbują wykorzystać ten epizod. Jutro nasz komitet partii pewnie wyda instrukcję, jak mamy sobie z tym poradzić. […]
Jest wiosna; lubię wieczorami chodzić po mrocznych ulicach, czując na twarzy lekki powiew ciepłego wiatru i wdychając zapach pierwszych liści […]. Partia przydzieliła mi zadanie prowadzenia ofensywy ideologicznej na pierwszym roku Wydziału Łączności. Już poznałem tam kilku sympatycznych zetempowców. […]
4.5
Służyć Partii do końca życia
Na jutrzejszym zebraniu partyjnym zostanę zaszczycony przyznaniem stałego członkostwa. Oto moje podanie: „Pragnę dostąpić zaszczytu członkostwa w PZPR. Znam program partii i przyjmuję dyscyplinę partyjną: zawsze być posłusznym wytycznym, nie ukrywać niczego przed partią, nie splamić honoru członka” […] Czy na to zasługuję? Nadal widzę w sobie nieco cech negatywnych. Ale one nie są tak istotne; zasadniczo jestem gotowy służyć partii do końca mego życia. […] Praca partyjna będzie miała u mnie najwyższy priorytet; wszystko inne będzie na dalszych miejscach. […]
Mój stosunek do komunizmu zaczął się zmieniać po roku 1956. Ale tymczasem nadal byłem oddanym wyznawcą.
Moje oceny na koniec semestru są dobre, same czwórki i piątki; średnia to 4,25. Byłem tak zaabsorbowany egzaminami, że zapomniałem o zebraniu partyjnym. Jak mogę się do tego przyznać? Powiedzą, że lekceważę zobowiązania partyjne. Inna opcja to powiedzieć, że byłem chory. Ale to jest nie do przyjęcia; byłoby to skłamanie towarzyszom z partii. Cóż, jest jeszcze inna możliwość. Spróbuję stworzyć sytuację, w której nikt mnie o to nie zapyta. […]
4.6
O włos od wydalenia
Letnie szkolenie wojskowe (trzy miesiące w Koszalinie) zacznie się dopiero 4 lipca. Wyjadę z Warszawy wcześniej, razem z H. Zaprosił mnie do domu swoich rodziców w Gdańsku. Będziemy mieli dwa dni wakacji. […] W Koszalinie będziemy się uczyć w Szkole Oficerskiej Artylerii Przeciwlotniczej. To nielogiczne; przez trzy lata szkolono nas na żołnierzy piechoty. […]
Następny zapis powstał po powrocie ze szkoły wojskowej. Spodziewałem się, że znajdę opis ważnego zdarzenia, które miało miejsce w Koszalinie. Ale widocznie nie zabrałem tam ze sobą notatników. Zatem opiszę krótko, co się stało. Popadłem w swego rodzaju konflikt z kapitanem S., przydzielonym do nas oficerem politycznym. Czy chodziło o dziewczynę, z którą pewnej niedzieli spotkałem się w mieście? Nie jestem pewien. Miało to coś wspólnego z noszeniem munduru.
Na zebraniu partyjnym w jednostce oskarżył mnie o niewłaściwe zachowanie w miejscu publicznym. Naprawdę nie pamiętam żadnych szczegółów prócz jednej rzeczy. Powiedział coś w rodzaju: „Przypuśćmy, że reporter z zagranicy sfotografuje waszą błazenadę i zamieści to zdjęcie w kapitalistycznej prasie. Co powiedzą o polskich oficerach?”.
Moje próby obrony nie powiodły się. Zdecydowano, że mam być wydalony z partii. Ostateczna decyzja miała zapaść na Politechnice. Zwołano tam zebranie partyjne i omówiono sprawę. Na szczęście większość kolegów głosowała przeciwko memu wydaleniu. Ale niektórzy uważali, że popełniłem bardzo poważne wykroczenie. Nietrudno sobie wyobrazić, jak wpłynęłoby na mnie i na moje plany wykluczenie z partii. Byłem naprawdę szczęśliwy, że do tego nie doszło.
Pomijając to wydarzenie, uznałem pobyt w Koszalinie za zajmujący. Przygotował mnie do obsługi baterii czterech 88-milimetrowych dział przeciwlotniczych.
Podczas słuzby wojskowej w Koszalinie. Siedzę pierwszy od lewej, powyżej mnie stoi nasz instruktor artylerii.